Cóż...czas podjąć decyzję i faktycznie położyć się do szpitala. Sama nie daję już rady, to co się ze mną dzieje to jest swego rodzaju koszmar, horror, piekło...
dzisiejsza noc była koszmarem, zasypiałam ale moje sny...to jak się w nich czułam i to z jakim lękiem się wybudzałam to ciężko opisać. Serce waliło mi jak szalone, w głowie wirowało...teraz mam mdłości, nie mogę nic zjeść a dodatkowo zawroty nie ustąpiły. Czuję się fatalnie...czuje się jakbym miała umrzeć...chociaż gdybym umarła...eh, eh...ludzie co robić?
Powiedzcie mi, zabiłam kogoś? nie wiem, zrobiłam w życiu coś niedobrego by tak cierpieć? przecież to apogeum wszystkiego i to dosłownie. Lęki, złe samopoczucie, ta dziwka mnie pokonała...całkowicie wygrała...nie mogę normalnie funkcjonować, żyć, nie jestem w stanie nic zrobić...jestem przerażona. Boję się dzisiejszej nocy, tego, że znów dostanę ataku lęku, że znów dopadną mnie te koszmary...serce będzie chciało mi wyskoczyć, na samą myśl robi mi się nie dobrze i słabo.
Jadę dziś na chrupkach kukurydzianych, chce wymiotować...do tego jestem panikara...ogromna panikara...ale jak tu nie panikować skoro dzieje się coś tak złego? Nie wiem czy dam radę. Nie wiem już nic...naprawdę nie wiem.
Przechodzę przez prawdziwe piekło...
LIVING ON THIS ENDLESS DREAM ❤
czwartek, 10 grudnia 2015
środa, 9 grudnia 2015
doxepin
od tygodnia biorę doxepin i czułam się fajnie, zero leków, zero objawów nic...później pojawiły się zawroty głowy od 3 pieprzonych dni czy nawet dłużej, a dziś jeszcze ten problem ze snem? kurwa czy te leki na mnie działają czy nie? inni piszą, że po tym leku nic im nie jest, czuja się okej a ja? zdycham kurwa, zdycham...mam tak bardzo dość, że sama nie wiem juz co ze sobą zrobić, jesli dzisiejszy problem ze snem znów się pojawi to chyba kurwa zeświruję i naprawdę już nie wytrzymam...
POMOCY!
POMOCY!
szczyt...
Znów nadszedł ten dzień kiedy naprawdę nie wiem co ze sobą zrobić...znów szczyt ale niestety nie szczyt szczęścia tylko totalnego dołka. Dopadło mnie, ponownie dopadło i znów siedzę sama mając ochotę płakać, trzęsą się i starając uspokoić, wmówić sobie, że będzie ok...a tu? strach, lęk, panika, bezsenna noc dopięła swego i te cholerne objawy jej towarzyszące. Mam ochotę pierdolnąć tymi wszystkimi lekami i jebać to! biorę, faszeruję się a gówno dają...doszły mi jeszcze zawroty głowy które wcale nie ułatwiają życia i nie poprawiają mojej sytuacji.
Sama nie wiem już co robić, wpadam w jakąś chorą paranoję. Nie znam już sposobu na ulgę...nie znam sposobu by wszystko szło ku dobremu bo jak ma iść kiedy wszystko znów szwankuje a ja nie mam siły by żyć?
Męczę się! czy nikt nie widzi jak cholernie się męczę?! Nie. Czy ja zrobiłam kiedyś w życiu coś złego, zabiłam kogoś by tak kurwa cierpieć? by znosić te jebane katusze? wybaczcie mój język ale nie daję już rady...nie umiem obrać w to inne słowa bo NIE DA SIĘ!
dlaczego kiedy z jednym jest trochę lepiej to z kolejnym jest źle? wcześniejsze objawy nieco ustąpiły a na ich miejsce weszły nowe. A dlaczego to nie może zniknąć raz na zawsze co?! NO KURWA CZEMU...
Chcę się uśmiechnąć, przestać martwić...pierdolić to wszystko ale lęk jest silniejszy...boję się kolejnej nocy...a co jeśli znów będzie bezsenna a mnie dopadną te wszystkie kołatania, podrywania? Mój boże nie zniosę tego. Jeden lek, drugi...tabletka nasenna a ja nadal drżę...co jest kurwa ze mną nie tak co? NO CO?! Ty durna franco wypieprzaj z mojego życia! NIKT CIĘ TU NIE ZAPRASZAŁ ROZUMIESZ?! tam są drzwi! nie wracaj nigdy więcej i daj mi NORMALNIE żyć! pieprz się i przestań mnie nękać. Jesteś zerem a to ja jestem Panią tego życia, królową swego świata i to ja powinnam rządzić TOBĄ a nie ty MNĄ kumasz?! Nie, widać kurwa nie. Nie wyrażam się jasno nerwico? SPIEPRZAJ! UTOP SIĘ! WAL SIĘ! NIENAWIDZĘ CIE! Ale ciebie to kurwa nie rusza...tak wyrachowaną szmatą jesteś? cóż, może sama stanę się wyrachowaną szmatą by cię zniszczyć CHOROBO! GIŃ, przepadnij na zawsze...
A jeśli już nie chcesz...to...daj mi odwagę by...by sobie ulżyć...
tego też mi nie chcesz dać? NO TO CZEGO KURWO CHCESZ?!
Brak sił, słów...brak energii...tylko łzy, łzy..łzy...strach...i łzy...bezsilność i łzy...
Sama nie wiem już co robić, wpadam w jakąś chorą paranoję. Nie znam już sposobu na ulgę...nie znam sposobu by wszystko szło ku dobremu bo jak ma iść kiedy wszystko znów szwankuje a ja nie mam siły by żyć?
Męczę się! czy nikt nie widzi jak cholernie się męczę?! Nie. Czy ja zrobiłam kiedyś w życiu coś złego, zabiłam kogoś by tak kurwa cierpieć? by znosić te jebane katusze? wybaczcie mój język ale nie daję już rady...nie umiem obrać w to inne słowa bo NIE DA SIĘ!
dlaczego kiedy z jednym jest trochę lepiej to z kolejnym jest źle? wcześniejsze objawy nieco ustąpiły a na ich miejsce weszły nowe. A dlaczego to nie może zniknąć raz na zawsze co?! NO KURWA CZEMU...
Chcę się uśmiechnąć, przestać martwić...pierdolić to wszystko ale lęk jest silniejszy...boję się kolejnej nocy...a co jeśli znów będzie bezsenna a mnie dopadną te wszystkie kołatania, podrywania? Mój boże nie zniosę tego. Jeden lek, drugi...tabletka nasenna a ja nadal drżę...co jest kurwa ze mną nie tak co? NO CO?! Ty durna franco wypieprzaj z mojego życia! NIKT CIĘ TU NIE ZAPRASZAŁ ROZUMIESZ?! tam są drzwi! nie wracaj nigdy więcej i daj mi NORMALNIE żyć! pieprz się i przestań mnie nękać. Jesteś zerem a to ja jestem Panią tego życia, królową swego świata i to ja powinnam rządzić TOBĄ a nie ty MNĄ kumasz?! Nie, widać kurwa nie. Nie wyrażam się jasno nerwico? SPIEPRZAJ! UTOP SIĘ! WAL SIĘ! NIENAWIDZĘ CIE! Ale ciebie to kurwa nie rusza...tak wyrachowaną szmatą jesteś? cóż, może sama stanę się wyrachowaną szmatą by cię zniszczyć CHOROBO! GIŃ, przepadnij na zawsze...
A jeśli już nie chcesz...to...daj mi odwagę by...by sobie ulżyć...
tego też mi nie chcesz dać? NO TO CZEGO KURWO CHCESZ?!
Brak sił, słów...brak energii...tylko łzy, łzy..łzy...strach...i łzy...bezsilność i łzy...
sobota, 5 grudnia 2015
mysli.
Wczorajszego dnia w pracy bardzo nurtował mnie jeden fakt...mam 24 lata a do tej pory jestem singielką i nie zanosi się by to miało się zmienić w jakimś krótkim czasie. Zastanawiał mnie również fakt, dlaczego gdy ktoś wpadnie mi w oko musi okazać się gejem albo najzwyczajniej w świecie jest zajęty, chociaż ta pierwsza opcja zdarza mi się nad zbyt często co strasznie mnie irytuje. Tak naprawdę byłam w kilku związkach które zakończyły się szybciej niż miały sens jakoś poważniej zaistnieć. Zazwyczaj kończyło się awanturą i brakiem kontaktu z tą osobą. Teraz gdy jestem chora coraz bardziej tęsknię za ciepłem drugiej osoby, za wsparciem i pokrzepiającymi słowami które w ciężkich chwilach podniosły by mnie na duchu, a takiej osoby najzwyczajniej w świecie przy mnie nie ma co potęguje mój smutek. Muszę radzić sobie ze wszystkim sama z małą pomocą mamy i przyjaciółki chociaż wiadomo...nie zastąpią mi prawdziwej miłości i nie dadzą tego za czym tak naprawdę mocno tęsknię. A może to ze mną jest coś nie tak? w końcu miałam kilka szans na związek a odrzuciłam je...moja wybredność mnie kiedyś zgubi, sprawi że zostanę sama jak ten palec a o uczuciu będę mogła sobie jedynie pomarzyć. Mało jest na świecie osób które sprostałyby moim wymogom a jak już to...tak jak wspomniałam wcześniej, okazują się GEJAMI.
Kolejna rzecz. Przez ostatnie dni czuje się naprawdę nieźle co jest dla mnie niezmiernie ważne. Po trzech dniach męczarni samej ze sobą zasługuję na odpoczynek, oby na dłuuuugi i relaksujący zwłaszcza, że zbliżają się święta a to mój ulubiony czas o tej porze roku, dlatego chciałabym go spędzić w miłej atmosferze bez swoich paranoicznych objawów które najzwyczajniej w świecie działają mi na nerwy, aż czasem jestem zła sama na siebie, że nie potrafię tego ogarnąć...ludzie w końcu pokonują raka, po ciężkim wypadku wstają na nogi a ja nie mogę pokonać durnej nerwicy?! halo! chyba coś tu jest nie tak? czas znaleźć siłę i determinację by pokonać tę francę raz a na zawsze.
https://www.youtube.com/watch?v=mf97F-SpBQU
https://www.youtube.com/watch?v=mf97F-SpBQU
czwartek, 3 grudnia 2015
rozmowa.
Wczorajsza rozmowa z własną rodziną totalnie mnie dobiła. Myślałam zawsze, że najbliższa rodzina powinna dawać wsparcie, pokrzepiać człowieka, starać się pomóc a nie atakować go z każdej strony. Czułam się jak atakowana przez stado wron które za wszelką cenę chcą wpoić w ciebie swoje racje mimo, że tak naprawdę nie mają o tym zielonego pojęcia. Strasznie się zawiodłam na tych ludziach...twierdzą, że chcą dla mnie jak najlepiej a doprowadzają mnie do łez, do szewskiej pasji, ale od kiedy sięgnę pamięcią to zawsze tak było, zawsze byłam ta najgorsza...na szczęście jest jeszcze moja mama która wstawiła się za mną, ona stara się mnie zrozumieć, stara się pomóc i wie o czym mówię bo kiedyś sama miała podobnie ale jakoś udało jej się SAMEJ z tego wyjść, cóż ja widać nie jestem tak silna jak ona i potrzebuję pomocy czego pozostali zrozumieć nie potrafią. "Za naszych czasów to w pole się szło, krowy pasło i nie myślało o niczym" "weź się za robotę to ci przejdzie""jesteś histeryczka""jesteś za mało dorosła""panikara"- jak można w taki sposób obrażać człowieka który ma problem? wmawiać mu coś takiego...i okej nie sądzę, że jestem święta ale...no błagam! to rodzina! powinni mnie wspierać i zrozumieć a nie gdy za wszelką cenę próbuję im coś powiedzieć by mnie zrozumiali to oni mnie przekrzykują!
Jestem ja i moja kuzynka która również ma problem ale o niej tak się nie mówi...no skąd...ona zawsze była najlepsza, najukochańsza, ona zawsze była uwielbiana a ja? czy oni myślą, że krzykiem załatwią sprawę? że, od ich krzyków i napadania na mnie ja cudownie wyzdrowieję? POTRZEBUJĘ SPOKOJU! a nie nerwowych sytuacji w których wychodzę z siebie.
Mówią..."z rodziną wychodzi się ładnie tylko na zdjęciach" i wiecie co? MAJĄ RACJĘ!
A co jeśli nie daj Bóg zostałabym sama? nawet nie miałabym się komu pożalić i do kogo zgłosić...zostałabym sama jak palec i to jest smutne.
Dziś 2 dzień gdy leczę się doxepinem...nie znosze brac leków ale czasem trzeba prawda? mam nadzieję, że po czasie będe mogła odstawić to wszystko w cholerę i cieszyć się życiem bez brania tabletek.
środa, 2 grudnia 2015
walka
Cóż...moja walka nadal trwa, zobaczymy jak daleko zabrnę i czy uda mi się całkowicie wyjść z tego zwycięską ręką. Mam zmienione leki, mam nadzieję, że one coś dadzą, wycisza objawy i wszystko będzie dobrze, zniknie to co najbardziej mnie niepokoi a ja poczuję się jak nowo narodzona, na to przynajmniej liczę.
Ostatnie dni były dla mnie koszmarem, boję się takich dni...boję się swego samopoczucia i tego co wtedy dzieje się ze mną, to przerażające, ale ponoć nie tylko ja tak mam, poznałam ludzi którzy przechodzą przez to samo piekło więc nie jestem sama ale czy to jest pocieszające? NIE. Ani trochę mnie to nie pokrzepia, nie sprawia, że jest mi lżej i lepiej...bo w końcu chciałabym całkowicie wyzdrowieć i nigdy więcej nie borykać się z tą francą. To nieproszona, wredna jędza która ma na celu uprzykrzać Ci życie a Ty za wszelką cenę masz ochotę ją wyrzucić a ona i tak stoi w drzwiach i śmieje Ci się w twarz nasilając zły stan. Nie znoszę jej. Nienawidzę. Jest mi nie potrzebna. Jest pieprzoną zmorą która MUSI zniknąć i już nigdy nie wracać. NIGDY.
Jak przyszła nieproszona nie wiadomo kiedy to niech tak samo zniknie i da mi normalnie żyć...żyć jak każda zdrowa 24letnia dziewczyna ciesząca się życiem, układająca je według swojego planu i nie przejmująca się niczym. I któregoś dnia tak będzie...wierzę w to całą sobą. Muszę być silna, wytrwała w działaniu a co najważniejsze nie mogę się poddać, chociaż czasem jest naprawdę bardzo ciężko a Ty nie jesteś w stanie dźwignąć się nawet ostatkami sił. Dotrwam do końca! WYGRAM. Bo to ja jestem panią swego umysłu, królową swego świata i to ja tu rządzę a nie jakaś durna choroba...prawda?
poniedziałek, 30 listopada 2015
cóż...
Wiem, że to nie jest najlepsze miejsce na opisywanie swoich uczuć, ale jak już wspomniałam ten blog to forma mojego własnego pamiętnika w którym chcę zamieszczać wszystko, nawet to co powinno się ukrywać a ja nie potrafię dłużej milczeć i chciałabym abyście znaleźli odrobinę zrozumienia.
Zapewne nikt nie będzie tego czytał, cóż...trudno, nie liczę na komentarze, nie liczę na nic z waszej strony gdyż kogo tak naprawdę obchodzi los jakiejś obcej dziewczyny która woła o pomoc? a ta pomoc nie nadchodzi...czy liczę na to, że kiedyś nadejdzie? tak. Każdego dnia budzę się z nadzieją, że to właśnie dziś coś się zmieni, ale co skoro tak naprawdę nic nie robię? samo nigdy nic nie przychodzi, trzeba pomóc losowi i dlatego chcę to zrobić. Jestem chora, leczę się od 2 lat na chorobę która mocno daje w kość, przez którą moje całe życie, poukładane czy też nie przewróciło się o milion stopni. Życie z tą chorobą to koszmar, piekło na ziemi, horror który pojawił się nie wiadomo kiedy. Nawet nie zdajecie sobie sprawy ile wylałam łez, ile razy wątpiłam w siebie, w swoją egzystencje...ile razy chciałam się poddać i mimo, że niektórym może się wydawać, że moje życie jest cudne, kolorowe bo przecież tyle razy spełniła marzenia to tak naprawdę...to one doszczętnie mnie zniszczyły. Pogoń za nimi wpędziła mnie w dół z którego próbuję wyjść o własnych siłach. Tak na moim koncie pojawił się kolejny wyjazd, fotka...ale co z tego? co z tego jeśli to wszystko dla mnie za mało? jeśli żyje tylko tym a wszystko inne po prostu mnie przeraża? kiedy normalne życie uderza we mnie z taką siłą, że tracę równowagę? chcę to zmienić, chcę żyć jak normalni ludzie, cieszyć się, budzić z optymizmem, czuć się jak nowo narodzona, czuć się wolna, zrzucić kajdany choroby i biec jak najdalej od niej...odetchnąć z ulgą i znaleźć swój własny kąt na ziemi, bo to co kiedyś "dawało mi szczęście" dziś mnie niszczy. "To co kochałam" stało się dla mnie zgubne..."to w co wierzyłam" już dawno straciło sens...
Po co oglądać się na coś co jest nierealne? co nigdy nie będzie w zasięgu nas? po co niszczyć sobie tym życie i czekać na cud?
Znów stoję nad przepaścią dokonując trudnych wyborów. W końcu chcę wznieść się wysoko jak na skrzydłach a nie spaść w tą chorą otchłań. Nie raz próbowałam, nie udawało się...może dlatego ta choroba nawraca? Nie chcę nigdy więcej gościć jej w swoim życiu, chcę ją wyprosić bo nikt jej nie zapraszał, chcę ją wyrzucić, spalić jak niepotrzebnego śmiecia i o niej zapomnieć. I dokonam tego! chcę! mam wsparcie, przyjaciół, rodzinę...oni mi pomogą, już to robią chociaż tan naprawdę pomóc muszę sobie JA SAMA.
Te 10 lat...nie zawsze były złe. Ale momentami mam ochotę cofnąć czas i wszystko naprawić nauczona swoim doświadczeniem i nigdy nie pozwolić by cos tak zawładnęło moim życiem, tak obsesyjnie, tak...przerażająco.
Chcę w końcu być dorosłą, odpowiedzialną i myślącą trzeźwo o życiu kobietą. Czas na pracę nad sobą, zmiany, wielkie zmiany a wraz z nimi wszystko powoli się poukłada...
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)