środa, 2 grudnia 2015

walka

Cóż...moja walka nadal trwa, zobaczymy jak daleko zabrnę i czy uda mi się całkowicie wyjść z tego zwycięską ręką. Mam zmienione leki, mam nadzieję, że one coś dadzą, wycisza objawy i wszystko będzie dobrze, zniknie to co najbardziej mnie niepokoi a ja poczuję się jak nowo narodzona, na to przynajmniej liczę. Ostatnie dni były dla mnie koszmarem, boję się takich dni...boję się swego samopoczucia i tego co wtedy dzieje się ze mną, to przerażające, ale ponoć nie tylko ja tak mam, poznałam ludzi którzy przechodzą przez to samo piekło więc nie jestem sama ale czy to jest pocieszające? NIE. Ani trochę mnie to nie pokrzepia, nie sprawia, że jest mi lżej i lepiej...bo w końcu chciałabym całkowicie wyzdrowieć i nigdy więcej nie borykać się z tą francą. To nieproszona, wredna jędza która ma na celu uprzykrzać Ci życie a Ty za wszelką cenę masz ochotę ją wyrzucić a ona i tak stoi w drzwiach i śmieje Ci się w twarz nasilając zły stan. Nie znoszę jej. Nienawidzę. Jest mi nie potrzebna. Jest pieprzoną zmorą która MUSI zniknąć i już nigdy nie wracać. NIGDY. Jak przyszła nieproszona nie wiadomo kiedy to niech tak samo zniknie i da mi normalnie żyć...żyć jak każda zdrowa 24letnia dziewczyna ciesząca się życiem, układająca je według swojego planu i nie przejmująca się niczym. I któregoś dnia tak będzie...wierzę w to całą sobą. Muszę być silna, wytrwała w działaniu a co najważniejsze nie mogę się poddać, chociaż czasem jest naprawdę bardzo ciężko a Ty nie jesteś w stanie dźwignąć się nawet ostatkami sił. Dotrwam do końca! WYGRAM. Bo to ja jestem panią swego umysłu, królową swego świata i to ja tu rządzę a nie jakaś durna choroba...prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz