Cóż...czas podjąć decyzję i faktycznie położyć się do szpitala. Sama nie daję już rady, to co się ze mną dzieje to jest swego rodzaju koszmar, horror, piekło...
dzisiejsza noc była koszmarem, zasypiałam ale moje sny...to jak się w nich czułam i to z jakim lękiem się wybudzałam to ciężko opisać. Serce waliło mi jak szalone, w głowie wirowało...teraz mam mdłości, nie mogę nic zjeść a dodatkowo zawroty nie ustąpiły. Czuję się fatalnie...czuje się jakbym miała umrzeć...chociaż gdybym umarła...eh, eh...ludzie co robić?
Powiedzcie mi, zabiłam kogoś? nie wiem, zrobiłam w życiu coś niedobrego by tak cierpieć? przecież to apogeum wszystkiego i to dosłownie. Lęki, złe samopoczucie, ta dziwka mnie pokonała...całkowicie wygrała...nie mogę normalnie funkcjonować, żyć, nie jestem w stanie nic zrobić...jestem przerażona. Boję się dzisiejszej nocy, tego, że znów dostanę ataku lęku, że znów dopadną mnie te koszmary...serce będzie chciało mi wyskoczyć, na samą myśl robi mi się nie dobrze i słabo.
Jadę dziś na chrupkach kukurydzianych, chce wymiotować...do tego jestem panikara...ogromna panikara...ale jak tu nie panikować skoro dzieje się coś tak złego? Nie wiem czy dam radę. Nie wiem już nic...naprawdę nie wiem.
Przechodzę przez prawdziwe piekło...
czwartek, 10 grudnia 2015
środa, 9 grudnia 2015
doxepin
od tygodnia biorę doxepin i czułam się fajnie, zero leków, zero objawów nic...później pojawiły się zawroty głowy od 3 pieprzonych dni czy nawet dłużej, a dziś jeszcze ten problem ze snem? kurwa czy te leki na mnie działają czy nie? inni piszą, że po tym leku nic im nie jest, czuja się okej a ja? zdycham kurwa, zdycham...mam tak bardzo dość, że sama nie wiem juz co ze sobą zrobić, jesli dzisiejszy problem ze snem znów się pojawi to chyba kurwa zeświruję i naprawdę już nie wytrzymam...
POMOCY!
POMOCY!
szczyt...
Znów nadszedł ten dzień kiedy naprawdę nie wiem co ze sobą zrobić...znów szczyt ale niestety nie szczyt szczęścia tylko totalnego dołka. Dopadło mnie, ponownie dopadło i znów siedzę sama mając ochotę płakać, trzęsą się i starając uspokoić, wmówić sobie, że będzie ok...a tu? strach, lęk, panika, bezsenna noc dopięła swego i te cholerne objawy jej towarzyszące. Mam ochotę pierdolnąć tymi wszystkimi lekami i jebać to! biorę, faszeruję się a gówno dają...doszły mi jeszcze zawroty głowy które wcale nie ułatwiają życia i nie poprawiają mojej sytuacji.
Sama nie wiem już co robić, wpadam w jakąś chorą paranoję. Nie znam już sposobu na ulgę...nie znam sposobu by wszystko szło ku dobremu bo jak ma iść kiedy wszystko znów szwankuje a ja nie mam siły by żyć?
Męczę się! czy nikt nie widzi jak cholernie się męczę?! Nie. Czy ja zrobiłam kiedyś w życiu coś złego, zabiłam kogoś by tak kurwa cierpieć? by znosić te jebane katusze? wybaczcie mój język ale nie daję już rady...nie umiem obrać w to inne słowa bo NIE DA SIĘ!
dlaczego kiedy z jednym jest trochę lepiej to z kolejnym jest źle? wcześniejsze objawy nieco ustąpiły a na ich miejsce weszły nowe. A dlaczego to nie może zniknąć raz na zawsze co?! NO KURWA CZEMU...
Chcę się uśmiechnąć, przestać martwić...pierdolić to wszystko ale lęk jest silniejszy...boję się kolejnej nocy...a co jeśli znów będzie bezsenna a mnie dopadną te wszystkie kołatania, podrywania? Mój boże nie zniosę tego. Jeden lek, drugi...tabletka nasenna a ja nadal drżę...co jest kurwa ze mną nie tak co? NO CO?! Ty durna franco wypieprzaj z mojego życia! NIKT CIĘ TU NIE ZAPRASZAŁ ROZUMIESZ?! tam są drzwi! nie wracaj nigdy więcej i daj mi NORMALNIE żyć! pieprz się i przestań mnie nękać. Jesteś zerem a to ja jestem Panią tego życia, królową swego świata i to ja powinnam rządzić TOBĄ a nie ty MNĄ kumasz?! Nie, widać kurwa nie. Nie wyrażam się jasno nerwico? SPIEPRZAJ! UTOP SIĘ! WAL SIĘ! NIENAWIDZĘ CIE! Ale ciebie to kurwa nie rusza...tak wyrachowaną szmatą jesteś? cóż, może sama stanę się wyrachowaną szmatą by cię zniszczyć CHOROBO! GIŃ, przepadnij na zawsze...
A jeśli już nie chcesz...to...daj mi odwagę by...by sobie ulżyć...
tego też mi nie chcesz dać? NO TO CZEGO KURWO CHCESZ?!
Brak sił, słów...brak energii...tylko łzy, łzy..łzy...strach...i łzy...bezsilność i łzy...
Sama nie wiem już co robić, wpadam w jakąś chorą paranoję. Nie znam już sposobu na ulgę...nie znam sposobu by wszystko szło ku dobremu bo jak ma iść kiedy wszystko znów szwankuje a ja nie mam siły by żyć?
Męczę się! czy nikt nie widzi jak cholernie się męczę?! Nie. Czy ja zrobiłam kiedyś w życiu coś złego, zabiłam kogoś by tak kurwa cierpieć? by znosić te jebane katusze? wybaczcie mój język ale nie daję już rady...nie umiem obrać w to inne słowa bo NIE DA SIĘ!
dlaczego kiedy z jednym jest trochę lepiej to z kolejnym jest źle? wcześniejsze objawy nieco ustąpiły a na ich miejsce weszły nowe. A dlaczego to nie może zniknąć raz na zawsze co?! NO KURWA CZEMU...
Chcę się uśmiechnąć, przestać martwić...pierdolić to wszystko ale lęk jest silniejszy...boję się kolejnej nocy...a co jeśli znów będzie bezsenna a mnie dopadną te wszystkie kołatania, podrywania? Mój boże nie zniosę tego. Jeden lek, drugi...tabletka nasenna a ja nadal drżę...co jest kurwa ze mną nie tak co? NO CO?! Ty durna franco wypieprzaj z mojego życia! NIKT CIĘ TU NIE ZAPRASZAŁ ROZUMIESZ?! tam są drzwi! nie wracaj nigdy więcej i daj mi NORMALNIE żyć! pieprz się i przestań mnie nękać. Jesteś zerem a to ja jestem Panią tego życia, królową swego świata i to ja powinnam rządzić TOBĄ a nie ty MNĄ kumasz?! Nie, widać kurwa nie. Nie wyrażam się jasno nerwico? SPIEPRZAJ! UTOP SIĘ! WAL SIĘ! NIENAWIDZĘ CIE! Ale ciebie to kurwa nie rusza...tak wyrachowaną szmatą jesteś? cóż, może sama stanę się wyrachowaną szmatą by cię zniszczyć CHOROBO! GIŃ, przepadnij na zawsze...
A jeśli już nie chcesz...to...daj mi odwagę by...by sobie ulżyć...
tego też mi nie chcesz dać? NO TO CZEGO KURWO CHCESZ?!
Brak sił, słów...brak energii...tylko łzy, łzy..łzy...strach...i łzy...bezsilność i łzy...
sobota, 5 grudnia 2015
mysli.
Wczorajszego dnia w pracy bardzo nurtował mnie jeden fakt...mam 24 lata a do tej pory jestem singielką i nie zanosi się by to miało się zmienić w jakimś krótkim czasie. Zastanawiał mnie również fakt, dlaczego gdy ktoś wpadnie mi w oko musi okazać się gejem albo najzwyczajniej w świecie jest zajęty, chociaż ta pierwsza opcja zdarza mi się nad zbyt często co strasznie mnie irytuje. Tak naprawdę byłam w kilku związkach które zakończyły się szybciej niż miały sens jakoś poważniej zaistnieć. Zazwyczaj kończyło się awanturą i brakiem kontaktu z tą osobą. Teraz gdy jestem chora coraz bardziej tęsknię za ciepłem drugiej osoby, za wsparciem i pokrzepiającymi słowami które w ciężkich chwilach podniosły by mnie na duchu, a takiej osoby najzwyczajniej w świecie przy mnie nie ma co potęguje mój smutek. Muszę radzić sobie ze wszystkim sama z małą pomocą mamy i przyjaciółki chociaż wiadomo...nie zastąpią mi prawdziwej miłości i nie dadzą tego za czym tak naprawdę mocno tęsknię. A może to ze mną jest coś nie tak? w końcu miałam kilka szans na związek a odrzuciłam je...moja wybredność mnie kiedyś zgubi, sprawi że zostanę sama jak ten palec a o uczuciu będę mogła sobie jedynie pomarzyć. Mało jest na świecie osób które sprostałyby moim wymogom a jak już to...tak jak wspomniałam wcześniej, okazują się GEJAMI.
Kolejna rzecz. Przez ostatnie dni czuje się naprawdę nieźle co jest dla mnie niezmiernie ważne. Po trzech dniach męczarni samej ze sobą zasługuję na odpoczynek, oby na dłuuuugi i relaksujący zwłaszcza, że zbliżają się święta a to mój ulubiony czas o tej porze roku, dlatego chciałabym go spędzić w miłej atmosferze bez swoich paranoicznych objawów które najzwyczajniej w świecie działają mi na nerwy, aż czasem jestem zła sama na siebie, że nie potrafię tego ogarnąć...ludzie w końcu pokonują raka, po ciężkim wypadku wstają na nogi a ja nie mogę pokonać durnej nerwicy?! halo! chyba coś tu jest nie tak? czas znaleźć siłę i determinację by pokonać tę francę raz a na zawsze.
https://www.youtube.com/watch?v=mf97F-SpBQU
https://www.youtube.com/watch?v=mf97F-SpBQU
czwartek, 3 grudnia 2015
rozmowa.
Wczorajsza rozmowa z własną rodziną totalnie mnie dobiła. Myślałam zawsze, że najbliższa rodzina powinna dawać wsparcie, pokrzepiać człowieka, starać się pomóc a nie atakować go z każdej strony. Czułam się jak atakowana przez stado wron które za wszelką cenę chcą wpoić w ciebie swoje racje mimo, że tak naprawdę nie mają o tym zielonego pojęcia. Strasznie się zawiodłam na tych ludziach...twierdzą, że chcą dla mnie jak najlepiej a doprowadzają mnie do łez, do szewskiej pasji, ale od kiedy sięgnę pamięcią to zawsze tak było, zawsze byłam ta najgorsza...na szczęście jest jeszcze moja mama która wstawiła się za mną, ona stara się mnie zrozumieć, stara się pomóc i wie o czym mówię bo kiedyś sama miała podobnie ale jakoś udało jej się SAMEJ z tego wyjść, cóż ja widać nie jestem tak silna jak ona i potrzebuję pomocy czego pozostali zrozumieć nie potrafią. "Za naszych czasów to w pole się szło, krowy pasło i nie myślało o niczym" "weź się za robotę to ci przejdzie""jesteś histeryczka""jesteś za mało dorosła""panikara"- jak można w taki sposób obrażać człowieka który ma problem? wmawiać mu coś takiego...i okej nie sądzę, że jestem święta ale...no błagam! to rodzina! powinni mnie wspierać i zrozumieć a nie gdy za wszelką cenę próbuję im coś powiedzieć by mnie zrozumiali to oni mnie przekrzykują!
Jestem ja i moja kuzynka która również ma problem ale o niej tak się nie mówi...no skąd...ona zawsze była najlepsza, najukochańsza, ona zawsze była uwielbiana a ja? czy oni myślą, że krzykiem załatwią sprawę? że, od ich krzyków i napadania na mnie ja cudownie wyzdrowieję? POTRZEBUJĘ SPOKOJU! a nie nerwowych sytuacji w których wychodzę z siebie.
Mówią..."z rodziną wychodzi się ładnie tylko na zdjęciach" i wiecie co? MAJĄ RACJĘ!
A co jeśli nie daj Bóg zostałabym sama? nawet nie miałabym się komu pożalić i do kogo zgłosić...zostałabym sama jak palec i to jest smutne.
Dziś 2 dzień gdy leczę się doxepinem...nie znosze brac leków ale czasem trzeba prawda? mam nadzieję, że po czasie będe mogła odstawić to wszystko w cholerę i cieszyć się życiem bez brania tabletek.
środa, 2 grudnia 2015
walka
Cóż...moja walka nadal trwa, zobaczymy jak daleko zabrnę i czy uda mi się całkowicie wyjść z tego zwycięską ręką. Mam zmienione leki, mam nadzieję, że one coś dadzą, wycisza objawy i wszystko będzie dobrze, zniknie to co najbardziej mnie niepokoi a ja poczuję się jak nowo narodzona, na to przynajmniej liczę.
Ostatnie dni były dla mnie koszmarem, boję się takich dni...boję się swego samopoczucia i tego co wtedy dzieje się ze mną, to przerażające, ale ponoć nie tylko ja tak mam, poznałam ludzi którzy przechodzą przez to samo piekło więc nie jestem sama ale czy to jest pocieszające? NIE. Ani trochę mnie to nie pokrzepia, nie sprawia, że jest mi lżej i lepiej...bo w końcu chciałabym całkowicie wyzdrowieć i nigdy więcej nie borykać się z tą francą. To nieproszona, wredna jędza która ma na celu uprzykrzać Ci życie a Ty za wszelką cenę masz ochotę ją wyrzucić a ona i tak stoi w drzwiach i śmieje Ci się w twarz nasilając zły stan. Nie znoszę jej. Nienawidzę. Jest mi nie potrzebna. Jest pieprzoną zmorą która MUSI zniknąć i już nigdy nie wracać. NIGDY.
Jak przyszła nieproszona nie wiadomo kiedy to niech tak samo zniknie i da mi normalnie żyć...żyć jak każda zdrowa 24letnia dziewczyna ciesząca się życiem, układająca je według swojego planu i nie przejmująca się niczym. I któregoś dnia tak będzie...wierzę w to całą sobą. Muszę być silna, wytrwała w działaniu a co najważniejsze nie mogę się poddać, chociaż czasem jest naprawdę bardzo ciężko a Ty nie jesteś w stanie dźwignąć się nawet ostatkami sił. Dotrwam do końca! WYGRAM. Bo to ja jestem panią swego umysłu, królową swego świata i to ja tu rządzę a nie jakaś durna choroba...prawda?
poniedziałek, 30 listopada 2015
cóż...
Wiem, że to nie jest najlepsze miejsce na opisywanie swoich uczuć, ale jak już wspomniałam ten blog to forma mojego własnego pamiętnika w którym chcę zamieszczać wszystko, nawet to co powinno się ukrywać a ja nie potrafię dłużej milczeć i chciałabym abyście znaleźli odrobinę zrozumienia.
Zapewne nikt nie będzie tego czytał, cóż...trudno, nie liczę na komentarze, nie liczę na nic z waszej strony gdyż kogo tak naprawdę obchodzi los jakiejś obcej dziewczyny która woła o pomoc? a ta pomoc nie nadchodzi...czy liczę na to, że kiedyś nadejdzie? tak. Każdego dnia budzę się z nadzieją, że to właśnie dziś coś się zmieni, ale co skoro tak naprawdę nic nie robię? samo nigdy nic nie przychodzi, trzeba pomóc losowi i dlatego chcę to zrobić. Jestem chora, leczę się od 2 lat na chorobę która mocno daje w kość, przez którą moje całe życie, poukładane czy też nie przewróciło się o milion stopni. Życie z tą chorobą to koszmar, piekło na ziemi, horror który pojawił się nie wiadomo kiedy. Nawet nie zdajecie sobie sprawy ile wylałam łez, ile razy wątpiłam w siebie, w swoją egzystencje...ile razy chciałam się poddać i mimo, że niektórym może się wydawać, że moje życie jest cudne, kolorowe bo przecież tyle razy spełniła marzenia to tak naprawdę...to one doszczętnie mnie zniszczyły. Pogoń za nimi wpędziła mnie w dół z którego próbuję wyjść o własnych siłach. Tak na moim koncie pojawił się kolejny wyjazd, fotka...ale co z tego? co z tego jeśli to wszystko dla mnie za mało? jeśli żyje tylko tym a wszystko inne po prostu mnie przeraża? kiedy normalne życie uderza we mnie z taką siłą, że tracę równowagę? chcę to zmienić, chcę żyć jak normalni ludzie, cieszyć się, budzić z optymizmem, czuć się jak nowo narodzona, czuć się wolna, zrzucić kajdany choroby i biec jak najdalej od niej...odetchnąć z ulgą i znaleźć swój własny kąt na ziemi, bo to co kiedyś "dawało mi szczęście" dziś mnie niszczy. "To co kochałam" stało się dla mnie zgubne..."to w co wierzyłam" już dawno straciło sens...
Po co oglądać się na coś co jest nierealne? co nigdy nie będzie w zasięgu nas? po co niszczyć sobie tym życie i czekać na cud?
Znów stoję nad przepaścią dokonując trudnych wyborów. W końcu chcę wznieść się wysoko jak na skrzydłach a nie spaść w tą chorą otchłań. Nie raz próbowałam, nie udawało się...może dlatego ta choroba nawraca? Nie chcę nigdy więcej gościć jej w swoim życiu, chcę ją wyprosić bo nikt jej nie zapraszał, chcę ją wyrzucić, spalić jak niepotrzebnego śmiecia i o niej zapomnieć. I dokonam tego! chcę! mam wsparcie, przyjaciół, rodzinę...oni mi pomogą, już to robią chociaż tan naprawdę pomóc muszę sobie JA SAMA.
Te 10 lat...nie zawsze były złe. Ale momentami mam ochotę cofnąć czas i wszystko naprawić nauczona swoim doświadczeniem i nigdy nie pozwolić by cos tak zawładnęło moim życiem, tak obsesyjnie, tak...przerażająco.
Chcę w końcu być dorosłą, odpowiedzialną i myślącą trzeźwo o życiu kobietą. Czas na pracę nad sobą, zmiany, wielkie zmiany a wraz z nimi wszystko powoli się poukłada...
czwartek, 19 listopada 2015
ufff.
Skończyłam czytać tą cholerną książkę. W końcu! do samego końca miałam nadzieję, że to cholerstwo nabierze jakiegoś sensu ale gdzie tam...z każdym rozdziałem zastanawiałam się "Boże, co ja robię ze swoim życiem? po co czytam ten chłam"? to najgorsza, najbardziej mdła, przepełniona przesadnym romantyzmem powieść jaką kiedykolwiek czytałam. W pewnych momentach robiło mi się nie dobrze od nadmiaru tej chorej słodyczy. Ktoś kto pisał tę książkę..ah zresztą...nikomu w życiu nie polecam, to najgorsza inwestycja w moim życiu, 30 zł wyrzucone w błoto po to bym zanudziła się na śmierć. Momentami kolejne wersy tej żałosnej historii zaczęły mnie bawić, wszystko, dosłownie WSZYSTKO było takie do przewidzenia. Ludzie czym tu się zachwycać? nawet ten obraz Billa był za mocno przerysowany, zbyt drażniący, przesłodzony...ja nie wiem ale czy autorka opisując go miała jakieś klapki na oczach? I ta wieczne rozbeczana laska...po tej książce można nabawić się ostrej depresji, serio.
Nie chcę obrażać autorki ale takie COŚ mogła napisać tylko śmiertelnie zakochana, wpatrzona ślepo w swojego idola nastolatka pragnąca by to właśnie ona była jego wybranką. Ja chyba jestem za stara na takie bzdury, za stara i za mało wrażliwa bądź romantyczna?
Nawet Grey w pewnym momencie zaczął mnie nudzić, chociaż i tak był o niebo lepszy od tej przesłodzonej szmiry.
Ps: chyba zostanę jakimś książkowym krytykiem czy coś w tym stylu.
wtorek, 17 listopada 2015
LETZTE BEICHTE PART 2.
W poprzedniej notce pisałam wam nieco o książce którą czytam ostatnimi dniami. Cóż...przez 3 dni przeczytałam połowę książki, owszem na początku bardzo mnie wciągnęła a teraz im jestem dalej tym bardziej zastanawiam się nad jedną rzeczą...czy ta książka w którymś momencie się rozkręca? Przez cały czas czytam o rozterkach głównej bohaterki która najzwyczajniej w świecie ma jakiś problem ze sobą. Postać Ally jest cholernie irytująca. Dziewczyna jest niezdecydowana, raz przyciąga do siebie Brade a raz go odtrąca, raz płacze z jego powodu a kolejny raz kipi złością. Na tym polegają wszystkie rozdziały w książce, na jej rozchwianiu emocjonalnym w stosunku do "ukochanego" . Niby go kocha a nie jest w stanie z nim być...cóż czułam, że w moim przypadku ta książka po czasie po prostu mnie znudzi. Tak jak wspominałam wcześniej miałam wielkie trudności z czytaniem opowiadań tego typu a ta książka utwierdziła mnie w przekonaniu, że miałam rację.
Jest mdła, przepełniona nudnymi rozdziałami w których nic tak naprawdę się nie dzieje...to typowy wymysł fanki która zakochała się w swoim idolu i marzy o tym by o nią zabiegał. Eh...ta książka okazała się jedynie stratą moich cennych pieniędzy, stratą czasu a miała być sposobem na nudę.
A może to ja jestem za mało romantyczna? W tej powieści aż kipi od przesadnego romantyzmu, czułych słówek...że tak powiem, ciepłe kluchy. Z kolejnymi rozdziałami czułam się coraz bardziej zmęczona. Początek zapowiadał się nawet obiecująco, końcówka jest całkowicie spierdolona.
NIE POLECAM, no chyba że macie ochotę zanudzić się na śmierć.
Letzte Beichte.
hej kochani ;-) zamilkłam na pewien czas tracąc całkowitą wenę na jakiekolwiek pisanie ale postanowiłam trochę nadrobić zaległości. Otóż mój dzisiejszy dzień zaczął się naprawdę przyjemnie, na mailu czekała na mnie fotka z koncertu Tokio Hotel w Kijowie wykonana przez profesjonalnego fotografa. Tak naprawdę bardzo obawiałam się tego zdjęcia, poprzednie nie podobało mi się jakoś specjalnie...jednak to przeszło moje wszelkie oczekiwania. Jestem z niego naprawdę zadowolona, widać na nim całą moją radość i szczęście które czułam tamtej chwili, poza tym chłopcy nie pozostali dłużni i również obdarowali mnie najpiękniejszymi z uśmiechów jakie kiedykolwiek widziałam...ten moment kiedy możesz stanąć obok nich, dotknąć, przytulić, zamienić z nimi kilka słów, pożartować...jest magiczny, jedyny w swoim rodzaju i szczerze życzę każdemu z fanów jakiegokolwiek zespołu by mógł to poczuć tak intensywnie jak poczułam to ja.
Kolejna sprawa. Od kilku dni nie potrafię oderwać się od książki jaką jest "Ostatnia spowiedź" Niny Reichter. Szczerze? nie jestem zbyt wielką fanką tego typu dzieł ale musze przyznać, że ta książka jest naprawdę niezła. Czytanie opowiadań tego typu naprawdę bardzo mnie męczyło, już po pierwszych wersach miałam dość a z tą książką jest inaczej...z utęsknieniem czekam momentu w którym będę mogła wsunąć się pod koc z kubkiem gorącej herbaty bądź czekolady i zabrać się za czytanie.
Ok kilka słów o książce:
Mieszkająca w Paryżu Allison Hanningan wraca do domu po spędzonych w Stanach wakacjach. Niestety, opóźnienie podczas lądowania jej samolotu sprawia, że jest zmuszona spędzić dobrych kilka godzin na opustoszałym lotnisku w Ostrawie. W podobnej sytuacji znajduje się Bradin Rothfeld, wokalista cieszącego się coraz większą popularnością niemieckiego zespołu rockowego. Ich drogi krzyżują się, kiedy to chłopak użycza potrzebującej dziewczynie ognia, a rozmowa toczy się powoli od słowa do słowa, by ostatecznie między dwójką młodych, obcych sobie ludzi nawiązała się nić porozumienia. Czas jaki spędzają na wspólnej zabawie i śmiechu mija zatrważająco szybko, a ostatecznie każde z nich musi ruszać w swoją stronę. Bradin nie zamierza jednak ot tak zakończyć tej obiecującej znajomości. Wykorzystując swoje znajomości i wpływy zdobywa numer telefonu dziewczyny, co prowadzi do narodzin przyjaźni na odległość, a z czasem do rozkwitu jeszcze gorętszych uczuć, których Ally nie potrafi zaakceptować. Jej życie komplikuje się, a wszystko z powodu tej przypadkowej znajomości z upartym jak osioł chłopakiem, który nie potrafi odpuścić.
To by było na tyle. BUŹKI.
piątek, 13 listopada 2015
Nie na temat.
Witajcie.
Dziś notka nie będzie na temat moich wyjazdów, dziś chciałabym poruszyć inny temat który nieco mnie drażni. Wspominałam już, że ten blog to swego rodzaju forma pamiętnika do którego inni mają dostęp? jeśli nie to teraz już to wiecie, czasem potrzebuję wyładować swoją frustrację i może internet nie jest za dobrym miejscem jednakże wiem, że niektóre osoby czytają mojego bloga i ten post kieruję przede wszystkim do NICH. Otóż..nie rozumiem skąd w ludziach bierze się zawiść i nienawiść...skąd tyle złości, jadu? najbardziej denerwujący jest fakt, że ludzie nie chcą mówić prosto w twarz co tak naprawdę irytuje ich w Tobie, robią to za plecami, anonimowo jak zwykli tchórze! skoro są tak odważni by komuś ubliżać to dlaczego nie zrobią tego prosto w twarz? To właśnie cena moich wszystkich przygód. Ludzie nie potrafią cieszyć się z sukcesów innych, zazdroszczą, plują jadem, poniżają, wyzywają, naśmiewają się i szczerze zadaję sobie pytanie, po co to robią? Tak bardzo nie mogą znieść faktu, że komuś coś się udaje? przecież sami mogą ruszyć tyłki, przestać zazdrościć i zrobić coś dla siebie! są wolni, młodzi więc czemu wolą pchać się w życie innych a nie zająć się swoim? Czy moje życie naprawdę jest tak interesujące by śledzić mój każdy krok? nie wiem co tkwi w głowach tych którzy w dość bezczelny sposób naprzykrzają mi się, bo chyba sami by nie chcieli znaleźć się na moim miejscu prawda? dostawać nie miłe wiadomości i najzabawniejszy jest fakt, że dzieje się tak po każdym moim sukcesie związanym z TH...otóż dalej będę robiła to samo, spełniała marzenia, pięła się coraz wyżej i żadne słowa, ubliżanie nie powstrzyma mnie przed tym. Bo wiecie co? zamiast siedzieć na dupie, użalać się nad sobą i psuć nerwy innym, można faktycznie ruszyć do przodu i coś zrobić...czy to takie trudne do cholery?
Nie zdawałam sobie sprawy, że świat w którym się znajdę jest taki podły. Ponoć Aliens to jedna wielka rodzina...może i racja bo przecież z rodziną wychodzi się ładnie tylko na zdjęciach czyż nie? Momentami żałuję, że wkroczyłam w to bagno...nie, nie żałuję bycia fanką TH, żałuję obcowania z fanami. Czy tylko u nas tak jest? czy w innych fandomach też jest tyle nienawiści? PO CO?! czyi ludzie nie potrafią żyć w zgodzie?
Momentami mam ochotę odciąć się od wszystkiego, uciec...nie mieć nic wspólnego z tymi wszystkimi ludźmi, ale to wcale nie jest takie proste. Tkwię w tym bagnie po same uszy...
Nie jestem zawistna, nie ma we mnie nienawiści do tych którzy naprzykrzają mi się. Jest jedynie żal i nie zrozumienie...bo czy tak naprawdę robię tym ludziom coś złego? Nie wydaje mi się. Zawsze znajdzie się ktoś kto zechce podciąć wam skrzydła, dlatego nie dajcie się, pamiętajcie, że są też tacy którzy z całego serca popierają to co robicie...nie pozwólcie innym by zniszczyli coś co budujecie przez lata, nie przejmujcie się NIKIM...oni robią to z czystej zazdrości.
Bo przecież to wam ma być dobrze a nie im prawda?
czwartek, 12 listopada 2015
Zdjęcia z wyjazdu ;-)
Chciałabym podzielić się z wami kilkoma zdjęciami z wyjazdu ;-) nie jest ich wprawdzie za wiele ale może kogoś zainteresują? ;-)
Ponoć zdjęcie z gołębiami to jakaś dziwna ukraińska tradycja, jednak do tej pory nie mam pojęcia na czym ona polega...ponoć trzeba pozwolić gołębiom odlecieć a tutejsi zarabiają na tym kupę kasy łapiąc turystów i cóż...złapali również i mnie ;-)
Cóż...nie było za wiele czasu na zwiedzanie i robienie zdjęć...jednak niektóre zabytki udało się sfotografować a to słynna kolumna na Majdanie(to właśnie w tym miejscu zginęło wiele osób).
Podczas naszego bezsensownego spaceru udało nam się sfotografować jeszcze zejście wzdłuż rzeki chociaż uparcie pragnęłyśmy znaleźć jakąkolwiek cerkwie, ale cóż...nie udało się.
A tutaj zdjęcie hotelu w którym spali chłopcy:Premier Palace Hotel. Niestety chłopaków nie udało się złapać pod hotelem, spóźniłyśmy się zaledwie kilka minutek a oni zdążyli już wejść do środka, jednak wiecie co? hotel wcale nie był taki drogi, spokojnie(zważając na nasze polskie zarobki) mogłybyśmy znaleźć tam również miejsce dla siebie...więc kolejnym razem gdy chłopaki znów postanowią zagrać w Kijowie to wiemy już jaki hotel wybrać hahaha ;-D
Okej a teraz zdjęcia klubu...tak klubu gdyż niektórzy uważali, że to hala koncertowa a to wcale nie prawda...to miejsce nieco przypominało Warszawską Stodołę, też był bar, podczas koncertu można było usiąść, zamówić sobie drinka, zrelaksować się. Klub nie był za duży ale naprawdę urządzony w ciekawym, nowoczesnym stylu.
I to by było na tyle, BUŹKI!!
środa, 11 listopada 2015
Hejka ;)
Dziś post będzie nieco krótszy niż poprzedni, zapewne dlatego ze niestety jestem zmuszona dodać go z telefonu...cóż takie życie ;) chciałabym w tej notce przybliżyć wam trochę Kijów i Ukrainę, w poprzedniej notce opisałam ogółem moje odczucia związane z koncertem a nie wspomniałam nic na temat tego miasta. Ok! Tak wiec to nie był mój pierwszy raz gdy odwiedzam Ukrainę, byłam tam juz wcześniej, kilka lat temu z obozem harcerskim, był to Lwów który okazał sie być magicznym miejscem, pełnym uroczych zabytków i budowli, ludzi którzy chętnie opowiadali o historii swego miasta, chociaż wtedy nie wiele zapamiętałam będąc zaoferowana czymś zupełnie innym, jednak chętnie bym wróciła do tego miejsca ponownie i spojrzała na nie z innej perspektywy tak jak spojrzałam na Kijów. Moje wyjazdy to nie tylko pogon za TH, bardzo lubię dowiadywać sie co kryje za sobą dany kraj, miasto...jaka jest mentalność ludzi i ich zwyczaje. W końcu na tym polegają podróże prawda? I może nigdy nie mam za wiele czasu, jednak mimo wszystko staram sie dowiedzieć o danym miejscu jak najwiecej.
Wiec co mogę powiedzieć o Kijowie? To napewno bardzo specyficzne miejsce. Wiele osób odradzało mi tego wyjazdu ale tak naprawdę to wszystko siedzi w naszych głowach. Media karmią nas chorymi informacjami które nie do końca są zgodne z prawda...mimo tych wszystkich przestrzegan mogę otwarcie powiedzieć ze to spokojne miasto którego mogło by sie wydawać ze problem wojny wcale nie dotyczy, osobiście nie odczułam żadnych niepokojących sygnałów i nie dostrzegłam nic cl mogłoby budzić we mnie strach i zagrożenie. Ludzie żyją tam tak jak my, pracują, uczą sie, chodzą po mieście nawet pozna pora a te wszystkie głupoty na temat tego, ze za rogiem stoi uzbrojony Rosjanin to totalna głupota!! Kijów nocą tętni życiem, ludzie imprezują i bawią sie...kluby otwarte są do rana i wierzcie mi, nikt do nas nie strzelał zza rogu. Media specjalnie nakręcają cała ta chora sytuacje chcąc nas przestraszyć. No ale cóż...tak było i będzie chyba zawsze.
Kolejna sprawa...pamiętacie jak wspominałam w poprzedniej notce o zarobkach? To prawda...ludzie zarabiają tam tyle co nic a ceny wcale nie są takie małe jakby sie wydawało, kierowca taksówki która jechałyśmy na koncert mówił ze za cały miesiąc jazdy taksówka zarabia koło 1000(ich waluty) dobra podzielcie to sobie teraz na 6...czy to nie straszne? Poza tym nas Polaków traktują jak bogaczy, starając sie wycisnąć z nas każdy pieniądz byle tylko trochę zarobić...ale to jeszcze nic! Czy 150 zł za hotel to dla was dużo? Za 150 zł na Ukrainie może mieć naprawdę cudowny hotel...z pełnym wyposazeniem, ze wszystkim czego potrzebujesz a u nas w Polsce za 150 zł nawet cieżko o dobry motel.
Kolejna sprawa...NIKT nie rozmawia po angielsku co w tych czasach jest dla mnie mega dziwne...oni znają tylko swój język a angielski to dla nich czarna magia i nawet w hotelu gdzie było zaznaczone ze personel rozmawia po angielsku to i tak mieli ogromny problem z językiem. Cóż taki kraj...
Istnieją tez pogłoski ze Ukraińcy nie lubią Polaków, otóż to totalna bzdura!!! Wcale tak nie jestem przynajmniej nikt nie dał mam tego odczuć. Wszyscy byli dla nas bardzo mili i pomocni, wiele osób rozmawia po polsku, większość z nich albo u nas pracowała, albo była na jakis czas...i jeśli byłabym na ich miejscu zapewne tez wolałabym pracować u nas. W gruncie rzeczy dobrze by było zarabiać pieniążki w Polsce wydawać je tam. Teraz gdy zacznę narzekać na swoją prace i zarobki to pierwsze co pomyśle o słowach taksówkarza i powiem sobie "ok, nie jest jeszcze tak zle, inni maja gorzej"
wtorek, 10 listopada 2015
Kijów!
Hej, cześć, witajcie!
Tak jak już wcześniej napisałam, chciałabym podzielić się z wami moimi przeżyciami z koncertu w Kijowie i wiecie co? tak naprawdę nie wiem jak mam się do tego zabrać...tego jest za dużo a wątpię by jakiekolwiek słowa mogły określić to wszystko co czułam w tamtej chwili, to jest w sercu, w głowie i nic nie jest w stanie tego wyrazić, no ale spróbuję ;-) Nawet nie wiecie ile ten wyjazd kosztował mnie nerwów i zdrowia, jak już wspominałam we wcześniejszym poście, bardzo choruję i każdy taki wyjazd jest dla mnie BARDZO WIELKIM STRESEM no ale przez chorobę nie odmówię sobie spełnienia marzeń prawda?
Więc o koncercie w Kijowie dowiedziałam się wracając z wakacji z Berlina, byłam akurat blisko Łodzi gdy pojawiły się bilety w sprzedaży i co? MUSIAŁAM JE MIEĆ! bez zastanowienia kupiłam zwykły bilet a później dokupiłam Vipowski Great Day...najgorsze jest to, że czas do koncertu ciągnął się niemiłosiernie tak jakby zamiast miesięcy mijały lata, zamiast dni miesiące, no ale w końcu nadszedł ten dzień. 15 godzin w podróży jakimś ciasnym autobusem w którym nawet nie było toalety, internetu i gniazdek ale trudno, do tego 2 godziny stania na przejściu granicznym które było naprawdę stresujące zwłaszcza gdy celnik zaczął nas wypytywać: Po co jedziemy, gdzie jedziemy, w jakim celu, czyj koncert? poza tym nie wyglądał na zbyt miłego, zabrał nasze paszporty i zniknął na tych kilka godzin wprawiając nas w jeszcze większy stres, bo co będzie jak nas nie wpuszczą? cofną, bądź nie wiadomo co jeszcze? człowiek w stresie tworzy w swojej głowie wiele dziwnych historii no ale wszystko jednak przebiegło pomyślnie i ruszyłyśmy dalej. Na miejscu byłyśmy koło 7 rano, nie wiedząc zupełnie co robić, gdzie iść, a najgorsze jest to, że ludzie NIE ROZMAWIAJĄ PO ANGIELSKU! nawet ci młodzi co mocno nas zdziwiło i wiecie co? bardziej można było porozumieć się z nimi po polsku bo w końcu polski i ukraiński są do siebie podobne. Nasz pierwszy przystanek to hala Stereo Plaza, akurat znajdowała się blisko dworca więc postanowiłyśmy sprawdzić co tam się dzieje. Fanów było mało jak na taką porę, kilka Ukrainek i kilka Niemek które okazały się bardzo fajnymi i pomocnymi dziewczynami! szczególnie dziewczyna z Niemiec z którą mam teraz kontakt...;-)
ale to nie ważne...okej...więc wróciłyśmy do hotelu przygotować się i wiecie co? cały czas podróżowałyśmy taksówkami, taksówki są tam MEGA TANIE i nie tylko one, oni wszystko mają tam mega tanie...dacie wiarę, że mężczyzna wiozący nas taksówką nie wierzył, że zapłaciłyśmy 150 zł za hotel? dla nich to 880(ich waluty) co się dziwić skoro wspomniał, że zarabiają NA NASZE POLSKIE MIESIĘCZNIE TYLKO 200 ZŁ?! może dlatego na koncercie było tak mało ukrainek a więcej osób zza granicy?
Okej przejdźmy dalej. Pod halą byłyśmy koło 15? nie pamiętam dokładnie. Tam spotkałyśmy kolejnych fanów z Polski i naszych znajomych z Niemiec którzy zakupili pakiet FIA.
Z jego opowieści wynikało, że pakiet FIA to coś wspaniałego ale jest kilka wad, polega na wiecznym czekaniu na chłopców...20 minut z chłopakami przed koncertem i przerwa, później na scenie, przerwa i kilka minut po koncercie ale ponoć warto zapłacić tyle kasy by móc upić się z chłopakami i ledwo stać na nogach ;-D coż...może kiedyś i mi uda się znaleźć na ich miejscu?
Mniejsza z tym...czekanie było koszmarem, nastąpiło spore opóźnienie jednak mimo wszystko chłopcy zdążyli z koncertem na czas. Punkt 20:30 wszystko się zaczęło. Zgasły światła, fani zaczęli krzyczeć jak szaleni i zaczęło się...koncert był szalony! nie pamiętam kiedy ostatnio tak dobrze się bawiłam, razem z Collinem i jego grupą tańczyliśmy do upadłego bez najmniejszej przerwy co zarejestrował kamerzysta TH TV ;-D śmiał sie razem z nami wirując kamerą ze wszystkich stron, pamiętam, że jedna z dziewczyn próbowała nawet namówić go do tańca ale niestety nie zgodził się...no i tak minęło całe show, nawet nie wiem kiedy a ponoć trwał z półtorej godziny a dla mnie to było jak 5 minut, pierwsza piosenka i zaraz koniec, jak to możliwe? dlaczego wszystko co dobre tak szybko się kończy? No ale przecież jest jeszcze m&g prawda? No i kolejne godziny czekania...20 minut stania w miejscu, później 20 minut zamknięci w jakimś pomieszczeniu w którym było tak ciasno, że nie dało się oddychać, później kolejne 20 minut wpuszczania nas parami na górę...ah...można stracić nerwy ale kolejne czekanie było już nieco milsze. Treehouse zorganizował dla nas konkurs wiedzy o TH gdzie można było wygrać kostki do gitary Toma i do basu Georga i co? WYGRAŁAM!! Mam kostkę Toma <3 Niby taka mała rzecz a jak bardzo cieszy! dodatkowo Agata zdobyła jego ręcznik co również jest wspaniałą pamiątką!
Ok...no i nastała ta chwila...pojawili się ONI! Niby tyle razy ich widziałam a za każdym razem wprawiają mnie w osłupienie a szczególnie sam Bill. On wydaje się byc taki nierealny, jak nie z tego świata, zbyt doskonały by istnieć, zbyt idealny, za piękny. Jakby był woskową figurą która mówi i porusza się. W życiu nie widziałam nikogo równie doskonałego jak ON. Zero jakichkolwiek wad na twarzy, figura idealna, i te jego dłuuuugie nogi...anioł a nie człowiek! usiedli na tych pufach przynosząc ze sobą alkohol który później krążył wokół fanów gdyż każdy chciał pić z tego samego kieliszka co oni a ja niestety przez swoją zasraną chorobę pić nie mogę no ale cóż...jedna trzeźwa ;-D
Pytania i odpowiedzi, później zdjęcia. Sama zadałam pytanie Billowi...pewnie już wiecie z moich opowieści jak brzmiało więc po co mam powtarzać?
Ogółem chłopcy byli bardzo mili...żałuję tylko, że nie otwierali przy nas prezentów bo miałyśmy dla nich kilka niespodzianek a w tym kwiaty, muszkę dla Billa, cukierki i dużego misia! oby byli z nich zadowoleni haha.
Po koncercie podjechałyśmy pod hotel chłopaków ale niestety oni zdążyli wejść już do środka...co dziwne wyjechali spod hali naprawdę bardzo szybko i powodem zapewne był ten ich bardzo wczesny lot. Nie wiem o czym mogłabym jeszcze wspomnieć...może gdy coś sobie przypomnę to zamieszczę w kolejnej notce?
BUZIAKI!!
poniedziałek, 9 listopada 2015
WITAJCIE ;-)
Hej wszystkim ;-) sama nie wiem co podkusiło mnie do założenia bloga. Szczerze? nigdy w życiu nawet o tym nie pomyślałam, widziałam tylko jak robią to inni, często przeglądałam ich wpisy które cieszyły się większą lub mniejszą popularnością i pomyślałam sobie…hm, dlaczego mam zacząć nie pisać? Mam za sobą wiele przygód, wyjazdów, ciekawych spotkań, może powinnam podzielić się tym z innymi? Wątpię by ktokolwiek czytał tego bloga, ale nie widzę w tym problemu, to będzie taki mój mini pamiętnik ze wspomnieniami, zdjęciami, ciekawymi filmikami!
Tak więc może kilka słów o sobie? Mam na imię Klementyna chociaż wolę gdy znajomi mówią mi Clementine, mam 24 lata, mieszkam w Polsce, pracuję i zajmuję się swoją pasją…pewnie zastanawiacie się co nią jest? otóż KONCERTY i wyjazdy. Od 10 lat jestem fanką Tokio Hotel, wielu z was zapewne tego nie zrozumie, ma wyrobioną opinię na ich temat ale zupełnie nie potrzebnie i może wielu z was skrytykuje mnie za to co napiszę, ale KOCHAM TEN ZESPÓŁ…to moja pasja, szczęście, radość, sama nie wiem jak wyglądałoby moje życie gdyby nie oni. To właśnie dzięki nim zawdzięczam wiele szalonych przygód, to dzięki nim poznałam fajnych ludzi i w tym moją przyjaciółkę Agatę która razem ze mną podróżuje w pogoni za marzeniami bo po to mamy marzenia prawda? aby je spełniać.
Jestem tu po to by pokazać, że wszystko w życiu jest możliwe, mimo przeszkód, choroby(o której wam kiedyś opowiem) mimo krętych dróg możesz osiągnąć sukces, wiadome jest to, że nie wszyscy będą to popierali, wręcz przeciwnie, dadzą Ci w kość chcąc zniechęcić z czystej zazdrości ale…WHO CARES?!
Na chwilę obecną mam wam do powiedzenia tylko tyle…niebawem zamieszczę post i kilka zdjęć z wyjazdu do Kijowa właśnie za Tokio Hotel. Opowiem wam o samym wyjeździe, koncercie i spotkaniu z chłopakami. Do usłyszenia!!!
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)











